niedziela, 1 listopada 2015

Starość też radość

Świat filmowy to istotna część społeczeństwa. Możemy nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, ale wiele nawyków, powiedzonek, a nawet poglądów zaczerpnęliśmy z... kina. Ale żeby był film, muszą być aktorzy. Bo oni to podstawa i bez nich świat byłby nudny. Nie mielibyśmy kogo obserwować na Instagramie, a błądzenie po Google grafika byłoby pozbawione sensu. Zakładamy, że czytelnicy naszego bloga są niepełnoletni (jak zresztą i my), więc pewnie znacie to uczucie zdołowania, kiedy zdajecie sobie sprawę, że Brad Pitt wiecznie będzie przystojny, a Thomas Brodie-Sangster nigdy się nie zestarzeje. A zastanawialiście się kiedyś, jak oni wyglądali w młodości? Wiecie, bo Nora ma pewność, że w przyszłości nie będzie grać w filmach. Ponieważ wiemy, że aktorzy jako nastolatki byli ładni. Nie piękni, ale przeciętnie ładni. A my? No cóż. Bez komentarza.

młody Brad Pitt

Nora łapie się za głowę i pyta: "Co z wami?!". Wiele obecnych aktorów było prześladowanych i dręczonych w szkole, a my wpatrujemy się z niedowierzaniem w zdjęcia i nie wiemy, o co chodzi! Oczywiście mogli się zmienić, jacy byli oni tę paręnaście lat temu - nie mamy pojęcia, ale nadal nie możemy rozkminić, z jakich powodów źli ludzie chcieli krzywdzić ładną buźkę Jennifer Lawrence. To się w głowie nie mieści! Pewnie teraz te osoby nie wychodzą z domu, bo im wstyd, że Megan Fox coś osiągnęła, a oni nie. No i trochę smutamy, że taki Chris Colfer był wyśmiewany przez swoją odmienną orientację seksualną. Każdy jest człowiekiem, dlaczego więc niektórzy próbują podburzyć wartość innych i stanąć wyżej? Tego Nora nie rozumie, ale chciałaby naprawić świat i zmienić serca dręczycieli.
A wracając do tematu - w dzisiejszym poście przedstawimy wam parę fotek z młodości gwiazd. Z pewną dumą, a nawet szczyptą zazdrości, bo Nora chciałaby tak wyglądać. A potem zostać gwiazdą i zarabiać grube miliony. O, tak.
Nie będziemy zbyt wiele pisać, bo nie ma o czym (chociaż my i tak zawsze coś znajdziemy). Po prostu pozwolimy waszym oczom cieszyć się tym niespotykanym widokiem. 

(od lewej) Tobey Maguire i Leonardo DiCaprio

Mamy nadzieję, że Leo miał w dzieciństwie przyjaciela o imieniu Oscar, bo jak na razie nie może się doczekać własnej statuetki. Hihi. A tak na serio to nieco nam smutno, że nie dostał jeszcze upragnionej nagrody, na którą zasługuje (mimo, że Oscary nie są tak naprawdę wyznacznikiem jakości filmu czy gry aktorskiej, bo wielu ludzi twierdzi, że one nie są nic warte. W sumie to temat na osobny post i dyskusję).
Nieco śmieszy nas myśl, że aktorzy sławni na cały świat odgrzebują stare zdjęcia, widzą takich młodych siebie i myślą: "O, rany, ale ja byłem szczylem. Gdybym wiedział, co mnie czeka!". Pewnie większość z nas chciałaby wiedzieć, jaka będzie przyszłość. Dobrze jest myśleć, że się wiele osiągnie i spełni swoje marzenia, wtedy jakoś lepiej leci czas.
Nora prycha z dezaprobatą, bo wieczne zbaczamy na głównego tematu. Zaczynamy pisać o aktorach, a nagle schodzi na przyszłość i pozytywne myślenie. Wybaczcie nam, tak już mamy.

Meryl Streep
Młoda Meryl jest równie piękna i urocza, co stara. Z serii "ciekawostki dorzucane przy okazji": wiecie, że Streep przez dwa miesiące uczyła się polskiego? Bardzo łatwo przejmuje akcent osoby, z którą rozmawia, a że miała dobrą nauczycielkę, mogła rozmawiać po polsku. Wyobrażacie sobie?
Prawda jest taka, że ludzie nigdy się nie zmieniają. Jacy się urodzimy, tacy będziemy. Więc przez te parędziesiąt lat aktorom przybyło tylko zmarszczek, innego wyrazu twarzy i nowej fryzury, a poza tym - nic się nie zmienili. Mimo to fajnie jest pooglądać sobie i popatrzeć, jak wyglądali kiedyś.
Kolejnym przystankiem jest młody Jack Nicholson. Przystojny chłop (szczególnie w "Locie nad kukułczym gniazdem", dosłownie pożerałyśmy go wzrokiem) to fakt, ale po zobaczeniu poniższych zdjęć cofamy nasze wcześniejsze stwierdzenie. LUDZIE SIĘ ZMIENIAJĄ. Nigdy w życiu nie zgadłybyśmy, że to Jack. Może dlatego, że nie uśmiecha się jak psychopata i wariat, bo uśmieszek ten wyrobił sobie przy "Batmanie", wyżej wspomnianym "Locie..." i "Lśnieniu". Chociaż... brwi i oczy mu się nie zmieniły. Środkowe zdjęcie to już w ogóle jakiś inny człowiek!

Jack Nicholson

Niesamowite, no nie? Nadal nie możemy się nadziwić.
Przedostatni kolaż zdjęć przedstawia Julię Roberts, aktorkę, która się nie starzeje. Nadal jest piękna i ma przecudowny uśmiech, który rozpoznałybyśmy na kilometr. Oczywiście on nigdy się nie zmienił. Nawet jako 11-latka tak się uśmiechała i jesteśmy uradowane, że na przestrzeni lat nie próbowała tego zamaskować.

Julia Roberts

Widzimy podobieństwo i Nora rozpoznałaby Julię, gdyby ktoś postawił nam te zdjęcia pod nos. Nawet jej fryzura niewiele się zmieniła. I bardzo dobrze!
Ostatnim wybranym przez nas aktorem jest Johnny Deep, którego znają wszyscy, a jednak zagrał tyle ról, że nie wiadomo jak wygląda naprawdę. Był przystojny i nadal taki jest, więc uśmiechamy się znacząco i nasze oczy świdrują przystojną sylwetkę i twarz Deepa. 

Johnny Deep

Jak widać, Johnny był uroczym dzieckiem z nieco pulchną twarzą, a potem prawdopodobnie schudł i pokazał światu oszałamiające kości policzkowe, które do końca życia będą nas zachwycać. Mimo to i tak z aprobatą kiwamy głowami i unosimy brwi. Johnny, kochamy cię!

Wnioski? Aktorzy za młodu wyglądali równie atrakcyjnie i dobrze, jak teraz. Widać parę zmian, ale ogólnie niewiele się różnią. Mawia się, że starość nie radość. A no jednak nie. Dla aktorów starość to głównie radość, bo sława osiągnięta, pieniądze są, a na końcu godne zejście ze sceny i przyzwoite życie. Pod względem materialnym i duchowym. Przynajmniej tak myśli Nora.
Jeśli jesteście ciekawi wpiszcie w Google grafika "young [imię i nazwisko aktora]", żadna filozofia, a zajęcie na cały dzień. 
Młodzi aktorzy zachwycają nas tak samo, jak starzy. I to się raczej nie zmieni. Bo Nora jest trochę uparta i lubi popatrzeć na ładne buźki aktorów - nieważne czy buźki sprzed lat 20 czy 2.

/Nora Gryzoni

PS. mamy nadzieję, że podoba wam się nowy nagłówek blogaska. Jesteśmy z niego ogromnie dumne, bo żadni z nas graficy, a jednak udało nam się wyczarować to cudo. Nie wiemy jednak, co lis ma wspólnego z gryzoniami (zjada je), ale uznałyśmy, że będzie ładnie wyglądać. No i jest.
PS2. pamiętacie, że nasz FANPAGE NA FACEBOOKU żyje? Jeśli chcecie wiedzieć wszystko, zanim zobaczy to blogspot - polubcie stronę! 

wtorek, 27 października 2015

Raj dla książkoholika - 19. Targi Książki w Krakowie

Jak wiecie - lub też nie - w Krakowie co roku organizowane są Targi Książki, które Nora uwielbia. Ponieważ tylko Ola mieszka w Krakowie, połowa Nory mogła uczestniczyć w Targach, więc i połowa zda relację. Dlatego też - by ułatwić sobie i wam - dzisiejszy post będzie trochę niecodzienny, bo pisany w narracji pierwszoosobowej.
Tak więc - cześć, jestem Ola i tworzę Norę. Byłam w raju dla książkoholika i postanowiłam wam skrobnąć nieco o mojej wizycie, a cały post urozmaicić zdjęciami. Więc zapraszam do lektury!

czwartek, 22 października 2015

"Zjesieniałe zmrocze" Leśmiana i jesień

Dużo ludzi nie lubi jesieni. Bo jakoś tak smutno, bo ciężej wstać i wieje wiatr. Bo nagle się okazuje, że nie można wyskoczyć w klapkach po bułki - prędzej się nabawimy odmrożeń niż gdziekolwiek dojdziemy. Ale jest też część ludzi, która jesień lubi. Do tej zalicza się Nora.

Norowe zdjęcie podkradzione z prywatnego instagrama
Za co właściwie ją lubimy? Po pierwsze za klimat. Chyba nie ma lepszego uczucia, niż zapętlanie smutnych płyt, popijanie ciepłej herbaty pod kocem i czytanie książek, kiedy na dworze wieje i pada deszcz. Nora kocha też grube płaszcze, długie swetry, kapelusze i szaliki, a latem ich, niestety, nie założymy, no chyba, że chcemy być główną sensacją w mieście i spocić się bardziej niż wujek Wiesiek na weselu. W tym miejscu Nora pozdrawia dziewczynę, którą ostatnio minęła na rynku w Krakowie. Otóz dziewczyna miała przepiękny kapelusz i Nora zapragnęła takiego samego! No i jesienią można być smutnym. Nie trzeba mieć uśmiechu zwycięzcy przemierzając miasto, nie trzeba też reagować na wszystko z entuzjazmem, Nikt na ulicy nie podejdzie i nie powie, żeby się panienka uśmiechnęła, bo taki piękny dzień, bo ptaszki ćwierkają. Nikt, nawet najweselsza Grażynka, nikt. Jesień to też raj dla introwertyków, a Nora po części (a może cała) właśnie taka jest. Wtedy nie trzeba nigdzie z nikim wychodzić, znajomi nie mają ochoty na spotkania, a i wizja wyjścia na dwór nikogo nie nęci. Ta pora roku kojarzy nam się z kawą, hektolitrami herbaty, jabłkami i cynamonem. Pod koniec zaczyna się też sezon na pomarańcze i mandarynki. Czyli samo dobro! Jeśli do kogoś dane argumenty nie przemawiają to jesienią jest szarlotka. I seriale. Dużo seriali. 1/2 Nory już się stresuje, bo premier tak dużo, że ledwo się wyrabia. Zaś pozostała część Nory jara się, ponieważ zostało mniej niż dwa miesiące do koncertu Florence + the Machine i naszej śmierci od nadmiaru brokatu, łez i epickości.

źródło: www.photoblog.pl

No i jesienią są wiewiórki! Serio, jeśli nigdy jako małe dzieci nie sikaliście ze szczęścia na widok wiewiórki - to smutne. Smutne prawie jak niektóre tumblr girl. Wiecie, wydaje nam się, że jesień da się lubić. I nawet jeśli do owej chandry miłością nie pałacie, to jest to dobry czas na nadrobienie książek, filmów, albo odespanie letnich imprez. Same fajne rzeczy. Poza tym, to Nora jest bardzo zadowolona, że może wyjąć z szafy swój wielki czarny komin i go nosić z dumą, patrząc jak inni marzną jeszcze w cienkich kurteczkach przeklinając jesień i tę dziewczynę z ciepłym szalikiem i słuchawkami na uszach. Jej pewnie ciepło. Głupia ta jesień!
A czego Nora jesienią nie lubi?
Przede wszystkim kiedy wstajemy do szkoły wszędzie jest zimno, wieje, ciemno, więc ogółem nasza motywacja jest mniejsza niż umiejętności gry w golfa (uwierzcie nam na słowo, że w golfa grać nie umiemy). Nie lubimy też tego, że często gdy wracamy do domu to klimat jesieni, mianowicie deszcz i plucha, dają się we znaki. No i - co boli Norę najbardziej - jesienią jest katar. Zachowuje się trochę jak natrętny przyjaciel - chodzi za nami wszędzie. Kiedy idziemy do szkoły, jemy pierogi, czytamy gazety, albo przeszukujemy cała łazienkę w poszukiwaniu ulubionych perfum. Czasem bierze ze sobą swojego znajomego, o imieniu Ból i nazwiskiem Gardła. Wtedy zazwyczaj Nora robi sobie wolne od szkoły i cały swój czas poświęca owym kolegom. Czasem nic nam się nie chce (bardziej niż zwykle), mamy ochotę tylko leżeć, jeść lody z promocji i oglądać seriale.

źródło: http://autumnhappinessandwarmth.tumblr.com/

A tu trzeba odrobić matematykę, wkuć fizykę, podręczniki od angielskiego i biologii wesoło machają, żeby do nich zajrzeć, no i nie ma przeproś. Trzeba się edukować, żeby następnej zimy nie spędzić pod mostem. Aha, no i czasem pada śnieg. W październiku. PAŹDZIERNIKU. Nora jest bardzo zażenowana faktem, że kiedy pisze tekst o jesieni, to pogoda stwierdza, że śnieg jest spoko.
Nora ma nadzieję, że pomogła wam polubić jesień troszkę bardziej. Lecz jeśli jesteście oporni i nawet nasze argumenty nie pomogły, to pamiętajcie, że zaraz święta, będziemy piec ciastka, przyjedzie ciocia Marzenka, będzie wolne od szkoły, a od świąt już niedaleko do ferii!
Na koniec chcemy się z Wami podzielić pewnym wierszem, mamy nadzieję, że urzeknie Was choć troszkę tak jak nas! Kojarzy nam się z jesienią - przez ten neologizm "zjesieniałe", bo poza nim nie wiemy, co jeszcze może mieć tekst wspólnego z tą porą roku.

Bolesław Leśmian/ ***
(Wyszło z boru ślepawe, zjesieniałe zmrocze)

Wyszło z boru ślepawe, zjesieniałe zmrocze,
Spłodzone samo przez się w sennej zadumie
Nieoswojone z niebem patrzy w podobłocze
I węszy świat, którego nie zna, nie rozumie

Swym cielskiem kostropatym kąpie się w kałuży,
Co nęci, jak ożywczych jadów pełna misa,
Czołgliwymi mackami krew z kwiatów wysysa,
I ciekliną swych mętów po ziemi się smuży.

Zwierzę, co trwać nie zdoła zbyt długo na tym świecie,
Bo wszystko wokół tchnieniem zatruwa i gasi,
Leczy gdy ty białą dłonią głaszczesz je po grzbiecie,
Ono, mrucząc, do stóp twych korzy się i łasi.

O jesieni można mówić dużo, ale postanowiłyśmy zebrać parę informacji w jeden krótki post, który - mamy nadzieję - się wam podobał. W zimie napiszemy o zimie, a na wiosnę - o wiośnie. Tematyczny post na temat ciężkiego życia skromnego człowieczka zawsze się przyda, prawda?

/Nora Gryzoni

PS. trochę się śmiejemy, bo kiedy tekst był w trakcie pisania spadł śnieg. A teraz, kiedy go publikujemy - śniegu nie ma. Hehe.

sobota, 17 października 2015

7 powodów, by pokochać poniedziałki

Poniedziałek. Słowo, od którego dostaje się drgawek, zawału, a twarz wykrzywia się w grymas niezadowolenia. Najgorzej brzmi ono w weekend. Weekendowy temat tabu. "Poniedziałek". Ale mówić każdy może. Dopiero jak przychodzi co do czego... wtedy wyglądamy tak:


O, tak. Tak właśnie wyglądamy. Nasz mózg nie rejestruje, że czas wstawać, czas wrócić do rzeczywistości i życia. Mówią do nas, że wygraliśmy milion złotych w totka, a my nadal mrugamy i próbujemy przypomnieć sobie własne imię. Bo nasz umysł budzi się dopiero w piątek wieczorem, a gaśnie w niedzielę. Co innego, jak jest wolny poniedziałek. Wtedy nie ma o czym mówić. 
Ciekawym zjawiskiem jest poniedziałkowe zmęczenie i niewyspanie. Moglibyśmy mieć nawet 10 godzin snu, a i tak kosmicznym sposobem będziemy niewyspani. Magia poniedziałków. Nasz organizm wymyślił sobie krótką rozpiskę, jak powinniśmy wyglądać w poszczególne dni tygodnia. W weekend, wiadomo, wiecznie żywy imprezowicz, a w dzień po weekendzie zombie z chorobliwą barwą skóry, worami pod oczami, zjedzonym mózgiem (hihi). Ale jest plus - kiedy wyglądamy naprawdę źle, połowa ludzi myśli, że mieliśmy super weekend, cały imprezowy i po prostu nie mieliśmy czasu odespać. A druga połowa ludzi zna prawdę i wie, że oglądaliśmy filmy do późna w nocy.
By nieco osłodzić wam życie, Nora przygotowała 7 powodów, by pokochać poniedziałki. Mission impossible? Zobaczymy.

1. Seriale. Dużo seriali. Poniedziałki to dzień, w którym naprawdę ogromna ilość seriali ma swoje premiery lub wypuszcza nowe odcinki. Niby nic, ale to już jeden powód. Prawda? Gorzej z czasem na obejrzenie epizodów, ale jak będzie się naprawdę zdesperowanym - wszystko jest możliwe. 

2. Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek. No. Zawsze bliżej do weekendu niż w niedzielę. Marne pocieszenie, ale naprawdę zmęczeni życiem ludzie docenią i to. 

3. Po długiej przerwie w szkole lub pracy spotykamy znajomych. Hurra! Od kilku lat widzimy ciągle te same twarze, radujmy się więc, że po raz kolejny możemy to zrobić! A tak na serio - czasami naprawdę cieszy nas widok znajomych pyszczków, bo musimy opowiedzieć im, co się działo w weekend, jaki serial zaczęliśmy oglądać i co robiła pani Bożenka z pierwszego piętra. Albo musimy ponarzekać na studentów, którzy robią o 2 w nocy imprezy. Może to brzmi ckliwie, ale powinniśmy się cieszyć, że ciągle widzimy te twarze. Inni z wielu powodów nie mogą przyjść w poniedziałek do pracy lub szkoły i wygadać się koleżance, więc doceniajmy to. 

4. Typowa myśl, stara jak świat. "Gorzej być nie mogło". A, no, chyba nie mogło. Ale wtedy kawa zalewa ci bluzkę, autobus przyjeżdża wcześniej, a ty nie zdążasz, starsza pani przejeżdża ci wózkiem po nowych butach, gubisz bilet, więc 400 zł w plecy, zapominasz teczki z ważnymi dokumentami, dostajesz okresu w publicznej toalecie, a akurat nie masz podpasek. To jest ten moment, w którym nienawidzimy życia, chcemy zakopać się w ziemi i zapaść w sen zimowy. 


Ale najczęściej spotyka nas tylko połowa z wymienionych, więc pamiętajcie - zawsze mogło być gorzej.

5. Jak się pokocha poniedziałki, to wtedy fajnie zaczyna się nasz tydzień. Bo pozytywne nastawienie zawsze pomaga i sprawia, że wszystko idzie lepiej.. No cóż, nie będziemy zbytnio kolorować życia, bo faktycznie czasami nawet i dobre myśli nie wystarczą, by przezwyciężyć okropny czas. Jednakże zazwyczaj to pomaga - warto myśleć sobie: "To będzie dobry poniedziałek. To będzie dobry tydzień".

6. Kontroler biletów też człowiek, więc jak trafi się nam sympatyczny pan Tadzio, który rozumie, że po weekendzie przychodzi naprawdę ciężka pora, czasami może nieco spuścić z tonu, zagadać. Dlatego kiedy spotkacie naprawdę oschłą panią urzędniczkę czy niemiłą kasjerkę, pomyślcie, że może one nie miały zbyt fajnego weekendu i nie odgryzajcie się tym samym, a po prostu życzcie miłego dnia i się uśmiechnijcie. W poniedziałki kontrolerzy są bardziej łaskawi (a przynajmniej przeciętny pan Tadzio, bo nie ręczymy, że wszyscy tacy są). 

7. Kawa to nasz najlepszy przyjaciel, który potrafi osłodzić poniedziałek. Wypijemy parę (lub też paręnaście) kubków i od razu czujemy się lepiej. No wiecie, na początku tygodnia każde pudełeczko z kawą czuje się bardziej kochane. Więc kiedy zaczniecie źle myśleć i narzekać, przypomnijcie sobie, że robicie dobry uczynek. Bo kawa czasami czuje się bardzo samotnie.


Mamy dla was tylko 7 powodów, akurat na 7 dni tygodnia. Nora ma nadzieję, że choć trochę polubiliście poniedziałki (albo nie lubicie ich już trochę mniej). Również mamy ich dość, więc postaramy się stosować do naszych własnych rad. Może faktycznie to będzie dobry poniedziałek i dobry tydzień. Nawet kiedy ma się 10 lekcji, a powrót do domu o 20 wydaje się nieco przesadzony, powinniśmy myśleć pozytywnie. Jak Nora. Bo nawet w poniedziałkach da się znaleźć coś pozytywnego. Na przykład nowe odcinki Gotham i Fargo. 

Jeśli chodzi o trudne początki tygodnia, to tyle. Być możemy czasami napiszemy jakiś krótki i inspirujący poradnik, by Gryzoniom lepiej się żyło. Zobaczymy. Nora chciałaby jeszcze dodać, że mamy dla was dużo tematów i postów, naprawdę różnorodnych, więc jeśli się uda, postaramy się dodawać je regularnie. Na pewno nie będziecie się tu nudzić. Wyczekujcie kolejnych tekstów!

/Nora Gryzoni

PS. Ten post to żart. Nie da się polubić poniedziałków.
PS2. Żartujemy. Ten post to nie żart. 

czwartek, 8 października 2015

Najlepsze obsady, jakie kiedykolwiek mogły powstać #1 "The 100"

Czasami kiedy oglądamy filmiki lub zdjęcia zza kulis różnych filmów lub seriali, mamy wrażenie, że oni tam po prostu się bawią, a nie kręcą poważne dzieło. Fani zostają zalani dziwnymi materiałami z planu i wtedy wszyscy sobie uświadamiają, że ta obsada to najlepsze co mogło być. Nora głównie ma na myśli "The 100", "Igrzyska Śmierci", filmy i seriale Marvela, "Shameless US", "Więźnia labiryntu" czy nawet "Sherlocka" (nie mamy pojęcia, czy ten pan Holmes jeszcze żyje, bo 4 sezon chyba będziemy oglądać w domu spokojnej starości). Na pewno jest jeszcze wiele innych fandomów, które dostają fajne rzeczy, ale Nora nie siedzi we wszystkim, więc tego nie wie.

poniedziałek, 5 października 2015

"Dear Friend..." - trochę o przyjaźniach internetowych

Macie czasami poczucie, że chętnie opowiedzielibyście cały swój dzień obcej osobie? Byleby to z siebie wyrzucić, poczuć ulgę i ponarzekać na szkołę, pracę, ludzi. Ale jeśli chcemy ponarzekać o Hani, to nie pójdziemy z tym do Hani. Wtedy przydałby się ktoś, kogo znamy, ale nie ma go na miejscu i na pewno nie poszedłby nakablować Hani. Albo gdy mamy krępujący problem, nie chcemy zwierzać się przyjaciółce, bo wtedy czulibyśmy się przy niej dziwnie, a może ona sama zmieniłaby do nas stosunek?


Nora często się tak czuje i na szczęście ma... Norę. Chodzi nam o to, że Nora składa się z dwóch osób - nas - a znamy się tylko przez internet. Szok, prawda? Przyjaźnimy się już prawie dwa lata i niestety jeszcze (!!!) się nie spotkałyśmy, ale zamierzamy. I uważamy, że internetowa przyjaźń to piękna przyjaźń.
Niektórzy uważają, że takiej nie da się utrzymać. A, popatrzcie, da się. Jednakże obie strony muszą tego chcieć i muszą podtrzymywać przyjaźń, bo bez relacji nie ma przyjaźni. Trzeba się wspierać, pomagać, interesować się. To jest nasze zadanie.
Dobrze by było, gdyby te osoby miały takie same zainteresowania i humor. Tak jak Nora. Bo bez tego trochę trudno rozmawiać na luzie z drugą osobą. W przyjaźni nie da się paplać tylko o pogodzie. Trzeba mieć coś, co autentycznie zbliży do siebie ludzi, coś co umocni ich więź.
Jednakże o jednym trzeba pamiętać - jest internetowa przyjaźń "dla beki" i jest też "na poważnie". Miałyśmy styczność z obiema wersjami i bez wahania możemy przyznać, że ta druga opcja jest lepsza. Nie chodzi w niej o to, by tylko rozmawiać na poważnie tematy, bo w naszym życiu znajduje się również duża dawka humoru, ale o to, by pomagać sobie w naprawdę trudnych chwilach. Trzeba mieć zaufanie, a do osób, z którymi przyjaźnimy się tylko po to, by się pośmiać i pogadać o fandomach trudno mieć zaufanie, kiedy nie wspomina się o sprawach prywatnych. Przynajmniej tak sądzi Nora.

scena z filmu "Charlie"

Jest kilka etapów przyjaźni. Etap pierwszy jest wtedy, kiedy zwracacie się do drugiej osoby oficjalnie, zaczynacie zdania wielką literą i stawiacie znaki interpunkcyjne. Nie ma miejsca na przekleństwa, tematy tabu i sprawy prywatne, jest samo sypanie komplementami i życiowymi mądrościami - chcemy zrobić dobre wrażenie. Podejrzewam, że większość tak zaczynała. W tym Nora (nadal nie możemy przestać się śmiać z naszych starych rozmów na Facebooku).
Przechodzicie na drugi etap, wtedy gdy trochę się do siebie zbliżacie, zaczynacie pisać ze sobą regularnie, pojawiają się kontrowersyjne tematy, już nie stawiacie kropek na końcu zdania, a początek zaczynacie małą literą (chyba że jesteście na telefonie).
Trzeci etap jest chyba najdłuższy. Następuje przełom, zaczynacie się sobie zwierzać z niewinnych spraw, które może nie mają wielkiego znaczenia, ale chcecie się nimi podzielić. Mogą pojawić się przekleństwa, tematy niecodzienne, o interpunkcji w ogóle nie myślicie, w sumie was nie obchodzi, co się stanie kiedy napiszecie do tej osoby "siusiak", bo ona odpisze "siusiak!!!". Od czasu do czasu wysyłacie sobie śmieszne zdjęcia. Często zauważacie, że śmiejecie się z rzeczy, które wcale nie powinny was bawić. Czarny humor to ważny element przyjaźni internetowej (tutaj Nora zdaje sobie sprawę, że każdy jest inny, więc nie zawsze czarny humor musi występować).
Końcowy etap - czwarty - jest metą, która kreśli wasze życie. Może się okazać, że będziecie przyjaźnić się całe życie, skoro dotrwaliście do tego czasu. Wtedy piszecie codziennie, bez żadnych ograniczeń, pohamowań czy sumienia. Jedziecie po bandzie, piszecie o rzeczach nieistotnych, wstydliwych, ważnych, śmiesznych. Jednym zdaniem: o wszystkim i  niczym. Ciągle spamujecie śmiesznymi zdjęciami, obgadujecie innych (to złe, ale i tak prawie wszyscy to robią), nagle przypomina wam się sytuacja sprzed roku i przez cały wieczór nie możecie się uspokoić, bo ciągle was to śmieszy. Oczywiście to nie zobowiązuje do pisania 24/h oraz wiedzy szczegółowej o drugiej osobie, ale jednak warto coś wiedzieć.

"Charlie i fabryka czekolady"

Nie wiemy, co Nora jeszcze mogłaby napisać o tym pięknym zjawisku, bo traktujemy to tak normalnie, że trudno nam to opisać szczegółowo. To znaczy mamy na myśli, że tego trzeba doświadczyć samemu, a nie czytać blogowe wypociny Gryzoni. Jeszcze dla urozmaicenia wyznamy, że początek naszej przyjaźni wyglądał, jakbyśmy mieszkały na tym samym podwórku, pewnego razu spotkały się w piaskownicy i jedna z nas powiedziała "zostańmy przyjaciółkami!".
A było tak, że Kasia napisała do Oli (to cytat): "Nie znam cię, nie wiem jak wyglądasz, nie wiem ile masz lat, nie wiem skąd jesteś, ale jesteś trybutką i słuchasz Imagine Dragons, nie możesz być seryjnym zabójcą wykorzystującym naiwne nastolatki seksualnie" (w tym momencie pokładamy się ze śmiechu, bo gramatyka i składnia zdania to rzecz święta). Wtedy jeszcze byłyśmy młode, głupie i nowe w świecie fandomów i internetu, więc trochę trudno tu mówić o seryjnych mordercach. Potem jakoś tak się złożyło, że zostałyśmy razem na dłużej (z małymi przerwami, które niechętnie wspominamy, więc ćśśśś...).
Podsumowując: przyjaźń internetowa to przyjaźń normalna, taka jak w realu, a czasami nawet lepsza. Polecamy i zachęcamy do odkrywania nowych ludzi w internecie. Oczywiście z umiarem i ostrożnością, bo nigdy nie wiadomo. Nie można się też zbytnio przywiązywać i brać wszystkiego na poważnie, ludzie są różni, więc mogą to inaczej odbierać. Przestroga i rada od nas.
Nora w tym temacie miała tyle do powodzenia, a nawet jeśli więcej, to zapomniałyśmy. Ostatnio jesteśmy trochę roztargnione, więc wybaczcie taki długi odstęp w czasie pomiędzy tekstami. Postaramy się to zmienić.

/Nora Gryzoni

niedziela, 27 września 2015

LOR - czyli jak trzy literki podbiły serduszka Gryzoni

Znasz to uczucie, kiedy myślisz sobie: "A może założyłabym zespół? W sumie... umiem śpiewać, zwołam ziomki i nagramy parę przebojów!". Wtedy zauważasz, że parówki już się ugotowały i zapominasz o całym biznesie. Ale pewnego dnia trafiasz na Lor. I wtedy: "Motyla noga! To mogłam być ja!". Nie, nie mogłaś. Bo Lor jest jedyny w swoim rodzaju i nie do podrobienia.

logo Lor

A cóż to ten Lor? To grupa dziewczyn, które zdecydowały, że pokażą światu swój talent. I tu, nieskromnie Nora przyzna, że to niesamowity talent. Zachwycamy się już długi czas, dlatego zaszczyt pierwszego posta na blogu przypadł właśnie tej grupie muzycznej.
Dziewczyny pochodzą z Krakowa, mają 14-15 lat i nie doceniają samych siebie. Gatunek, który reprezentują to folklor (stąd też nazwa zespołu), a jak dla nas mógłby to być nawet metal - i tak byśmy słuchały. Śpiewają, grają, piszą same! Nora nadal nie może wyjść z podziwu, ponieważ ma problem z przedstawieniem się po angielsku, a nie wspominając o pisaniu piosenek!
Nagrywają w specjalnym studiu, ale poza tym radzą sobie bez pomocy innych.
Pewna osoba zapytała kiedyś na Asku, jak powstała grupa i dlaczego. Oto odpowiedź:
Dawno, dawno temu [...] Sumi i Skibi postanowiły, że chcą mieć zespół. Sumi, natchnięta przez lekcję plastyki napisała swój pierwszy w życiu tekst, a Skibi stworzyła muzykę. Na ich drodze do świetlanej kariery pojawił się problem. Sumi i Skibi nie potrafią śpiewać. Skontaktowały się więc z Kudli, używając portalu społecznościowego, gdyż wiedziały, że ona także chce mieć zespół. I w sumie to jest cała historia.

Sumi, Skibi i Kudli to przezwiska dziewcząt. Poprzez wspomniany wyżej portal Nora dowiedziała się także, że uwielbiają one dostawać fanarty od fanów. Przykłady:



fanarty od fanów

Do zespołu dołączyła nowa członkini - Monika, skrzypaczka. Na pewno pozwoli to im rozwijać się jeszcze bardziej i komponować coraz to lepsze utwory (chociaż Nora i tak uważa, że dotychczasowe są fenomenalne). 
Kiedy jakiś czas temu ogłoszono, że powstaną teledyski do piosenek, ledwo usiedziałyśmy na krzesłach. Wyczekiwałyśmy, niecierpliwiłyśmy się, grupa katowała fanów wstawiając zdjęcia, więc czekałyśmy dalej. I oto, w końcu, doczekałyśmy się! 23 września na YouTubie można było obejrzeć i posłuchać "Windmilla". 

"Windmill" kadr z teledysku
Cóż to było za widowisko! Opłacało się tak długie czekanie. Ciągłe klikanie "replay", "replay", "replay"... Nora widzi tutaj pełno metafor i przenośni (nie wspominając o tym, że wszystkie piosenki są ich pełne - to nam się podoba). Teledysk zrobił na nas takie wrażenie, że pyszczki nam opadły. Już nie możemy się doczekać kolejnych filmów!
Z innej beczki - zafascynował nas podział. Każda dziewczyna robi coś innego - Skibi pisze muzykę i gra na fortepianie, Sumi pisze teksty i gra na dzwonkach, Kudli śpiewa, a Moniczka gra na skrzypcach. Nora uważa, że to piękny podział. 
Z serii "kolejne sukcesy": Lor 10 października wydaje mini-album "Welcome, welcome, I'm a worm", który dostępny będzie na Spotify, iTunes, Google Play, itp. Będzie zawierał on sześć piosenek: The Garden of Happy Dead People, Death Comes on Foot, Patty Boo, Windmill, Dark Forest oraz Baths. Nie możemy się doczekać! Zauważyłyśmy również, że to bardzo pozytywne piosenki - śmierć, wojna, martwi ludzie... Oczywiście, tylko żartujemy. Bez względu na tematykę Nora uwielbia piosenki Lor, a przesłania i metafory jeszcze bardziej pogłębiają nasz zachwyt. 

okładka mini-albumu
Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś jeszcze, możecie wpaść na Lorowego Aska lub fanpage'a na Facebooku. Dziewczyny mają wsparcie od przyjaciół, fanów, nawet od youtubera Rob$ona, a teraz i od Nory. Trzymamy pazurki za przyszłość zespołu i z niepohamowaną euforią oraz podnieceniem idziemy po raz milionowy oglądać teledysk "Windmilla".

/Nora Gryzoni