poniedziałek, 5 października 2015

"Dear Friend..." - trochę o przyjaźniach internetowych

Macie czasami poczucie, że chętnie opowiedzielibyście cały swój dzień obcej osobie? Byleby to z siebie wyrzucić, poczuć ulgę i ponarzekać na szkołę, pracę, ludzi. Ale jeśli chcemy ponarzekać o Hani, to nie pójdziemy z tym do Hani. Wtedy przydałby się ktoś, kogo znamy, ale nie ma go na miejscu i na pewno nie poszedłby nakablować Hani. Albo gdy mamy krępujący problem, nie chcemy zwierzać się przyjaciółce, bo wtedy czulibyśmy się przy niej dziwnie, a może ona sama zmieniłaby do nas stosunek?


Nora często się tak czuje i na szczęście ma... Norę. Chodzi nam o to, że Nora składa się z dwóch osób - nas - a znamy się tylko przez internet. Szok, prawda? Przyjaźnimy się już prawie dwa lata i niestety jeszcze (!!!) się nie spotkałyśmy, ale zamierzamy. I uważamy, że internetowa przyjaźń to piękna przyjaźń.
Niektórzy uważają, że takiej nie da się utrzymać. A, popatrzcie, da się. Jednakże obie strony muszą tego chcieć i muszą podtrzymywać przyjaźń, bo bez relacji nie ma przyjaźni. Trzeba się wspierać, pomagać, interesować się. To jest nasze zadanie.
Dobrze by było, gdyby te osoby miały takie same zainteresowania i humor. Tak jak Nora. Bo bez tego trochę trudno rozmawiać na luzie z drugą osobą. W przyjaźni nie da się paplać tylko o pogodzie. Trzeba mieć coś, co autentycznie zbliży do siebie ludzi, coś co umocni ich więź.
Jednakże o jednym trzeba pamiętać - jest internetowa przyjaźń "dla beki" i jest też "na poważnie". Miałyśmy styczność z obiema wersjami i bez wahania możemy przyznać, że ta druga opcja jest lepsza. Nie chodzi w niej o to, by tylko rozmawiać na poważnie tematy, bo w naszym życiu znajduje się również duża dawka humoru, ale o to, by pomagać sobie w naprawdę trudnych chwilach. Trzeba mieć zaufanie, a do osób, z którymi przyjaźnimy się tylko po to, by się pośmiać i pogadać o fandomach trudno mieć zaufanie, kiedy nie wspomina się o sprawach prywatnych. Przynajmniej tak sądzi Nora.

scena z filmu "Charlie"

Jest kilka etapów przyjaźni. Etap pierwszy jest wtedy, kiedy zwracacie się do drugiej osoby oficjalnie, zaczynacie zdania wielką literą i stawiacie znaki interpunkcyjne. Nie ma miejsca na przekleństwa, tematy tabu i sprawy prywatne, jest samo sypanie komplementami i życiowymi mądrościami - chcemy zrobić dobre wrażenie. Podejrzewam, że większość tak zaczynała. W tym Nora (nadal nie możemy przestać się śmiać z naszych starych rozmów na Facebooku).
Przechodzicie na drugi etap, wtedy gdy trochę się do siebie zbliżacie, zaczynacie pisać ze sobą regularnie, pojawiają się kontrowersyjne tematy, już nie stawiacie kropek na końcu zdania, a początek zaczynacie małą literą (chyba że jesteście na telefonie).
Trzeci etap jest chyba najdłuższy. Następuje przełom, zaczynacie się sobie zwierzać z niewinnych spraw, które może nie mają wielkiego znaczenia, ale chcecie się nimi podzielić. Mogą pojawić się przekleństwa, tematy niecodzienne, o interpunkcji w ogóle nie myślicie, w sumie was nie obchodzi, co się stanie kiedy napiszecie do tej osoby "siusiak", bo ona odpisze "siusiak!!!". Od czasu do czasu wysyłacie sobie śmieszne zdjęcia. Często zauważacie, że śmiejecie się z rzeczy, które wcale nie powinny was bawić. Czarny humor to ważny element przyjaźni internetowej (tutaj Nora zdaje sobie sprawę, że każdy jest inny, więc nie zawsze czarny humor musi występować).
Końcowy etap - czwarty - jest metą, która kreśli wasze życie. Może się okazać, że będziecie przyjaźnić się całe życie, skoro dotrwaliście do tego czasu. Wtedy piszecie codziennie, bez żadnych ograniczeń, pohamowań czy sumienia. Jedziecie po bandzie, piszecie o rzeczach nieistotnych, wstydliwych, ważnych, śmiesznych. Jednym zdaniem: o wszystkim i  niczym. Ciągle spamujecie śmiesznymi zdjęciami, obgadujecie innych (to złe, ale i tak prawie wszyscy to robią), nagle przypomina wam się sytuacja sprzed roku i przez cały wieczór nie możecie się uspokoić, bo ciągle was to śmieszy. Oczywiście to nie zobowiązuje do pisania 24/h oraz wiedzy szczegółowej o drugiej osobie, ale jednak warto coś wiedzieć.

"Charlie i fabryka czekolady"

Nie wiemy, co Nora jeszcze mogłaby napisać o tym pięknym zjawisku, bo traktujemy to tak normalnie, że trudno nam to opisać szczegółowo. To znaczy mamy na myśli, że tego trzeba doświadczyć samemu, a nie czytać blogowe wypociny Gryzoni. Jeszcze dla urozmaicenia wyznamy, że początek naszej przyjaźni wyglądał, jakbyśmy mieszkały na tym samym podwórku, pewnego razu spotkały się w piaskownicy i jedna z nas powiedziała "zostańmy przyjaciółkami!".
A było tak, że Kasia napisała do Oli (to cytat): "Nie znam cię, nie wiem jak wyglądasz, nie wiem ile masz lat, nie wiem skąd jesteś, ale jesteś trybutką i słuchasz Imagine Dragons, nie możesz być seryjnym zabójcą wykorzystującym naiwne nastolatki seksualnie" (w tym momencie pokładamy się ze śmiechu, bo gramatyka i składnia zdania to rzecz święta). Wtedy jeszcze byłyśmy młode, głupie i nowe w świecie fandomów i internetu, więc trochę trudno tu mówić o seryjnych mordercach. Potem jakoś tak się złożyło, że zostałyśmy razem na dłużej (z małymi przerwami, które niechętnie wspominamy, więc ćśśśś...).
Podsumowując: przyjaźń internetowa to przyjaźń normalna, taka jak w realu, a czasami nawet lepsza. Polecamy i zachęcamy do odkrywania nowych ludzi w internecie. Oczywiście z umiarem i ostrożnością, bo nigdy nie wiadomo. Nie można się też zbytnio przywiązywać i brać wszystkiego na poważnie, ludzie są różni, więc mogą to inaczej odbierać. Przestroga i rada od nas.
Nora w tym temacie miała tyle do powodzenia, a nawet jeśli więcej, to zapomniałyśmy. Ostatnio jesteśmy trochę roztargnione, więc wybaczcie taki długi odstęp w czasie pomiędzy tekstami. Postaramy się to zmienić.

/Nora Gryzoni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nasze pyszczki bardzo się cieszą, kiedy widzą nowe komentarze. Spraw nam radość i wyraź zdanie!